Niemiecki obóz
jeńców radzieckich na Budowie
funkcjonował pod nazwą „Nordkaserne Końskie”, czyli „ Koszary Północne w
Końskich” od jesieni 1941 do jesieni 1943 roku i różnił się od obozu
koncentracyjnego jedynie metodą uśmiercania więźniów. Teren obejmujący
powierzchnię 7 hektarów otoczony był betonowym murem oraz zasiekami z drutu
kolczastego w trzech ciągach co 1,5 metra. Na granicy ogrodzenia umieszczone
były wieże strażnicze tzw. bocianki wyposażone w silne reflektory.
Wjazd znajdował się od strony ulicy Warszawskiej. Tuż za bramą umieszono
wartownię.
Załogę obozu w dużej części stanowili żołnierze „Ostlegionu”, czyli „Własowcy”
oraz Wermachtu z 317 i 818 batalionu. Wśród strażników byli też więźniowie
narodowości rosyjskiej, którzy przeszli na stronę Niemców.
Pierwsze transporty przybyły do obozu jesienią 1941 roku. Przeszło przez niego
kilka tysięcy jeńców umieszczonych w drewnianych barakach po prawej stronie
bramy. Budowali je robotnicy polscy z przedsiębiorstwa w Skarżysku – Kamiennej
zatrudnieni przez Niemców, jako że obóz oficjalnie stanowił część Stalagu XII C
(Soldatenelager) w Skarżysku właśnie.
Nadzorcą budowy był folksdojcz pochodzący z Poznańskiego o nazwisku Klewicz.
Baraki, z gotowych elementów przywożonych ze Skarżyska, montowało dwunastu na
stałe zatrudnionych robotników. Powstawały obiekty o wymiarach 12 na 4 - 5
metrów mające niewielkie okratowane okna o wymiarach 100 x 80 centymetrów.
Więźniowie spali na piętrowych pryczach, początkowo na papierowych siennikach,
później na wiórach lub słomie. Między barakami wykopano prowizoryczne latryny.
Zima w 1941 roku była wyjątkowo mroźna, co było przyczyną śmierci wielu
więźniów. Z tego powodu Niemcy w 1942 roku wstawili do każdego baraku piecyk do
ogrzewania, które nie zmieniły zasadniczo temperatury wewnątrz.
Jeńców przywożono codziennie pociągami w bydlęcych wagonach z obozów
przejściowych. Zwłoki zmarłych w transporcie były ograbiane z ubrania, które
mogły jeszcze przydać się żyjącym. Jeden ze świadków, Franciszek Lasota obecny
przy „wyładunku” usłyszał rozmowę Niemców. Dowiedział się z niej, że latem 1942
roku więźniów przywieziono z Brześcia, gdzie zostało jeszcze około 40 tysięcy
osób.
Zdarzało się, że przywożono w transporcie Żydów. Wówczas nie prowadzono ich do
obozu, ale jechali dalej pociągami lub samochodami w niewiadomym kierunku.
Wśród więźniów była także grupa około 50 Norwegów przywiezionych przez Niemców
ze Skandynawii po zajęciu Norwegii, z których 20 rozstrzelano na wieść o
planowanej ucieczce.
Główną metodą wyniszczenia jeńców był głód. Zgodnie z rozkazem dowództwa
Wermachtu z 6 sierpnia 1941 roku, dzienna racja żywnościowa dla niepracującego
jeńca wynosiła 20 dkg chleba, 14 g mięsa i tłuszczu oraz 2 dkg cukru. W tej
sytuacji więźniowie rozpaczliwie poszukiwali pożywienia. Wszystkie krzewy i
rośliny na terenie obozu były wyjedzone, a drzewa nie miały kory. W tych
warunkach szerzyły się choroby zakaźne: tyfus plamisty, dur brzuszny i
czerwonka.
Za pomoc udzieloną jeńcom hitlerowcy karali wywiezieniem do obozu, a nawet
śmiercią. Mimo tego zatrudnieni robotnicy próbowali im pomagać. Przemycali
jedzenie, dzięki specjalnie uszytym spodniom o szerokich nogawkach ( około 45
cm ), przywiązywali do nóg chleb, słoninę, cebulę i tytoń. Czasem dostawali w
zamian odzież lub ręcznik. Taki „handel” był surowo zakazany. Robotnikom nie
wolno było rozmawiać z więźniami. Jeden z robotników, Antoni Stępień z Wielkiej
Wsi pod Niekłaniem, nie wrócił już do pracy. Prawdopodobnie został wywieziony.
Wachman doniósł Niemcom, że rozmawiał z jeńcami.
Jan Potocki ze Starego Młyna jesienią 1943 roku przywoził do obozu warzywa z
liegenschaftu ( posiadłość rolna w Generalnej Guberni administrowana przez
niemieckiego pełnomocnika, zatrudniająca przymusowych robotników), w którym
pracował. Jadąc powoli po nierównej drodze, ostrożnie zrzucał razem z kolegą
brukiew, marchew czy kapustę. Wychudzeni jeńcy błyskawicznie je zbierali i
zjadali, mimo razów kolb lub kijów niemieckich.
Franciszek Lasota, sprowadzony przez folksdojcza Brzozę, w celu naprawy
samochodu, był świadkiem śmierci jeńca. Kapo za jakieś przewinienie przewrócił
Rosjanina, położył kij na jego szyi, przycisnął go nogami i udusił. Obok stał
Niemiec i fotografował zdarzenie.
Śmiertelność w obozie była bardzo duża. Chłopi z okolicznych wsi: Dyszów,
Kornica, Rogów, Stary Młyn, Dziebałtów, Wincentów, Gatniki, Brody posiadający
konie, musieli codziennie dostarczyć „podwody” do przewożenia zwłok na teren
poligonu w Baryczy ( funkcjonującego tutaj od połowy XIX wieku dla wojsk
rosyjskich, a po wojnie dla Wojska Polskiego). Codziennie przyjeżdżało od 6 do
18 furmanek. Na każdej mieściło się 10 - 12 ciał. Załadowane zwłoki przykrywano
papą lub brezentem. Bywało, że o bruk obijały się głowa czy nogi. Był to widok
straszny dla przypadkowych przechodniów. Konwój jadący na miejsce pochówku był
pilnowany przez 4 do 10 Niemców. Towarzyszyli im także Rosjanie – jeńcy, którzy
chowali zwłoki we wcześniej przygotowanych dużych rowach o wielkości 3x4 metry.
Do jednego wrzucano 20 - 30 zwłok i przysypywano wapnem. Zdarzało się, że
jeszcze żyjących dobijano.
Miejscowa ludność pomagała jeńcom w ucieczce z obozu, dostarczając ubrań i
żywności, czy ukrywając zbiegów lub przeprowadzając do partyzantów.
Jednym ze sposobów ucieczki było udawanie trupa. Świadkowie opowiadali historię
takiej ucieczki. Jeniec schował się na przedostatniej furmance i obserwował
żołnierzy. Gdy ci podeszli do przodu, do kolegów, wykorzystał okazję, wysunął
się spod plandeki i pobiegł w las. Nie wiadomo, jak potoczyły się jego losy.
Ucieczki nierzadko kończyły się powodzeniem, dzięki, m.in. takim osobom jak: Jan
Struzik z Rogowa, S. Lasota (Gałązka) z Dyszowa, Roman Serafin, Józef Skwara z
Włochowa czy wielu innym, których nazwisk nie znamy. Niekiedy zbiegów trzeba
było przechowywać dłuższy czas, bo Niemcy po ucieczkach kontrolowali drogi i
linie kolejowe. Jan Kołodziejczyk przez siedem tygodni ukrywał 6 jeńców –
lekarzy wojskowych. Po tym czasie Edward Mijas przeprowadził ich do oddziału
partyzanckiego.
W 1943 roku udało się uciec 24 Gruzinom, lekarzom z Armii Czerwonej, którzy
stworzyli oddział partyzancki pod dowództwem kapitana Saby, później Dąbrowskiego
z Gosania (Krokodyla), Władysława Żaka z Odrowąża ( Granata), a po jego śmierci
Władysława Staromłyńskiego (Żbika).
Jeden z ocalałych więźniów, Stiepanian Muszeg Sietrakowicz z Erewania
tak po latach w liście napisanym 11 października 1975 roku wspominał pobyt w
obozie:
„ (…) w tym obozie było 15 – 20 tysięcy jeńców, wszyscy chorzy – na gruźlicę lub
inne choroby. Do jedzenia dawali lurę i czarny chleb. Nikt nie miał prawa
chodzić z baraku do baraku. Codziennie umierało 40 – 50 osób. Miejscowe polskie
furmanki woziły trupy chowane niedaleko obozu. Dostałem się do niewoli w lipcu
1942 roku w Sewastopolu. Przewożono nas z obozu do obozu i tak trafiłem do
Końskich. (…). To był rok 1943. W tym roku często do obozu przyjeżdżały
furmanki. Od furmanów dowiedzieliśmy się, że w koneckich lasach działa oddział
partyzancki. Pewnego jesiennego dnia grupę jeńców wyprowadzono do lasu kopać
doły. Przypuszczam, że mieliśmy być rozstrzelani. Było nas chyba 14 – 16 osób.
Zaczęliśmy kopać mogiły. Dookoła był młody las. Dałem sygnał i wszyscy rozbiegli
się w krzaki. Nie wszystkim się udało, większość zginęła. Tylko czterech nas
ocalało. Uciekliśmy daleko do lasu. Tam byliśmy 2, 3 dni, aż spotkaliśmy Polaka,
który zaprowadził nas do leśniczego. Tam właśnie znajdował się oddział Szarego.
Przyjęli nas serdecznie, nakarmili i przyjęli jak swoich do oddziału. Ja
osobiście byłem w nim do 20 grudnia 1944 roku jako lekarz. (…) wraz z innymi
uciekinierami przekroczyłem linię frontu w pobliżu Sandomierza. W styczniu 1946
roku wróciłem do Erewania. (…)”
Szacuje się, że z 26 tysięcy jeńców zginęło około 23 tysiące osób.
Żołnierze radzieccy zbiegli z obozu na Budowie walczyli w szeregach Armii
Krajowej, Armii Ludowej i Batalionów Chłopskich.
Wielu z nich zostało pochowanych na terenie obecnego cmentarza wojennego w
Baryczy. Po zakończeniu wojny teren został ogrodzony i przez wiele lat
opiekowała się nim młodzież z naszej szkoły, później z Ośrodka Szkolno –
Wychowawczego w Baryczy, a obecnie Gmina Gowarczów.
Cmentarz wojenny w Baryczy położony w lesie, w odległości
około 4 km od Końskich, kilkadziesiąt metrów od drogi przy trasie do Warszawy.
Został założony w 1960 roku. Prace remontowe przeprowadzono w 1979. Zajmuje
powierzchnię 0,82 ha. Składa się z 84 kwater wypełnionych trawnikiem
rozmieszczonych w 12 rzędach, gdzie pochowanych jest 15064 osób (z czego znane
są personalia 36).
Centralny punk stanowi granitowy obelisk, na którym jest umieszczona gwiazda i
napis: „Cześć bohaterom Armii Czerwonej poległym w walce z faszyzmem”.
Pochowani są tu przede wszystkim więźniowie - żołnierze AC pomordowani w
latach 1941-1943 w obozie jenieckim na Budowie, w większości bezimienni. Tutaj
spoczywają również Rosjanie polegli podczas wyzwalania Końskich oraz pobliskiego
Stąporkowa w styczniu 1945 roku, których szczątki ekshumowano po 1950 roku ze
wspólnej mogiły, z cmentarza parafialnego w Stąporkowie.
W budynkach na terenie dawnego obozu, umieszczono Zasadniczą
Szkołę Zawodową nr 2 ( obecnie Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 ). Miejsce
baraków porastają trawa i drzewa owocowe. Ślady istnienia obozu powoli znikają.
Pozostał jeszcze betonowy mur będący fragmentem ogrodzenia obozu oraz murowane
budynki, w których mieszkała załoga obozu. Pamiątkowa tablica z napisem: „Obóz
śmierci jeńców wojennych armii radzieckiej w czasie drugiej wojny światowej”
umieszczona na budynku poobozowym (późniejszy internat ZSP nr 1, a obecnie
firma Lemar), została zdemontowana przez władze gminne. Obecnie znajduje się w
zbiorach Muzeum Regionalnego PTTK Końskie.
Historia dopisała swoiste postscriptum. W czerwcu 2012 roku Andriej Nikitin z
ojcem Anatolijem Krojtorem przyjechali z Moskwy, szukając śladów swojego
krewnego, który był więźniem obozu na Budowie. Po 70 latach, dzięki otwarciu
niemieckich archiwów, udało się ustalić prawdopodobne miejsce spoczynku 21-
letniego Aleksandra Krojtora. Jest nim cmentarz w Baryczy.
1. Fragment ogrodzenia obozu
2. Jeden z baraków, stan z 1986 r, obecnie już nie istnieje
3. Napis wyryty przez nieznenego jeńca na drzwiach szopy, 1986, późniejsze zabudowania gospodarcze
4. Pod tablicą pamiątkową, 1973, drugi z prawej-Michaił Esaułow-czołgista z oddziału rozpoznawczego z 16.01.45, wyzwolenie Końskich
5. Stepanian Muszieg Sietrakowicz z Erewania, były więzień, autor listu
6. Tablica pamiątkowa na budynku byłego obozu, zdemontowana, obecnie w Muzeum Regionalnym PTTK Końskie
7. Uroczystości pod tablicą na terenie byłego obozu
8. Uroczystość inauguracyjna Miesiąca Pamięci Narodowej, 1968
9. Cmentarz w Baryczy z pamiątkowym obeliskiem, stan z 1986
Opracowała Małgorzata Makuch na podstawie pracy nauczycielki ZSZ nr 2 w Końskich pani Józefy Winiarskiej pt. Obóz jeńców radzieckich w czasie II wojny światowej w Końskich – na „Budowie” z 1986 roku oraz artykułu Nordkaserne Końskie Andrzeja Fajkosza z Tygodnika Koneckiego.